Długa droga przede mną...

poniedziałek, 31 października 2011

No i co mam napisać

... że znowu się lenię?
Taka już moja natura i nie mogę jej zwyciężyć chociaż czasem podejmuję walkę :-)
Z rzeczy praktycznych i pożytecznych w pocie czoła udziergałam mitenki.
Poszłam na całkowitą łatwiznę, bez kciuka tylko otwór nań i tyle. I tak mordęga dla mnie, bo tyle zszywania, a ja i 5 drutów to towarzystwo nie z tej bajki :-)





Oto one na moich własnych ręcach - były, bo już ich nie mam.
Następne na drutach się dzieją... kiedyś pewnie je skończę.

Pokażę jeszcze wykopalisko... jak dobrze mieć naturę chomika. Zanurzam ręce w przepastnych czeluściach moich szaf i oto - proszę podziwiać. Nie, to nawet nie moje dzieło, to moja córeczka kiedyś tam, dawno dawno temu. Nawet teraz nie poznała swojego kominka - i dobrze, bo mój ci on!


Wiem, że łeb sobie obcięłam ale tak to jest kiedy samej sobie trza fotkę strzelić.
I co? Może być? Bez roboty, a na czasie gdyby jakieś zimno czy cóś.

Teraz pochwalę się pewnym nagłym i nieplanowanym przeze mnie spotkaniem.
Ale warto było, bo było cudownie, pogoda śliczna, towarzystwo miłe i zapowiadają się kolejne takie spotkania :-)
Pozdrawiam wszystkie dziewczyny ze starego, kochanego Torunia:



Tutaj jeszcze przed spotkaniem samotnie podpieram Krzywą Wieżę.


Pierwszy raz w życiu się widziałyśmy, a ile z tego powodu radości .


Mikołaj przyjął nas dostojnie acz serdecznie.
Ile On się napatrzył w swoim posągowym życiu na takie spotkania.
Pewnie byłoby Mu nudno gdyby nie te wycieczki :-)


A Wisła płynie sobie spokojnie pod mostem kolejowym jakby nic się obok nie działo...


No to lecę dalej - osiołek czeka... jeszcze nie wie, że będzie musiał odwieźć mnie do domu :-)




Teraz pogadamy sobie chwilę od serca, jak babcia z wnuczkiem.

Pa! Do następnego, mój zaniedbywany nieco blogu...




czwartek, 20 października 2011

Jestem, jestem...

Nie zginęłam na amen. Dziękuję za wszystkie serdeczne słowa, pod adresem mojego najnowszego Szczęścia, moje serce jak w miodzie z masełkiem  w nich pływa. Oczywiście było nieco zamieszania, nerwówki i obowiązków ale już wraca ustalony porządek świata. Teraz dowód rzeczowy, że babcia jest przejęta i dumna :-)


I bardzo proszę nie udawać miłych, wiem doskonale że maluszek JEST podobny do babci! :-)

A teraz pożalę się: moje śliczne, własnemi ręcami udłubane abrazo - zwija się :-(
Muszę co prędzej następne zrobić, bo mimo że wszyscy je chwalą, ja nie jestem z niego w pełni zadowolona. A oto jeszcze raz ono na mojej osobistej szyi:




Wystroiłam się jak stróż na święto i poszłam do sąsiadki się chwalić.
I co? I pstro! Chwaliła ale ja wiem najlepiej, że nie powinno tak wyglądać.


piątek, 14 października 2011

Wituś

Urodził się wczoraj wieczorem i jest moim piątym wnuczkiem.
Kocham Go chociaż jeszcze nie widziałam na żywo, tylko przez MMSa.
Jestem bardzo szczęśliwa i musiałam się tym pochwalić. O!

poniedziałek, 10 października 2011

Skończyłam!

Jeszcze tak szybko nie machałam drutami chyba :-)
Skończyłam jedno i już mam drugą robótkę zaczętą ale nic nie pokażę, bo to dłużej potrwa i jak znam siebie to będą w tzw. międzyczasie różne inne przerywniki.
Oto i skończone dzieło:

Tutaj rozwieszone na balkonie w celu pozbycia się nadmiaru wilgoci :-)
Potem spędziło nockę przyszpilone do styropianu.







No i w tylu ujęciach pokazuję żeby dać upust mojej radości, że dałam radę!
Tym samym dziękuję Lucynce, za namiary na wzór i za chęć niesienia pomocy w razie potrzeby - miło się robi ze świadomością że ktoś w każdej chwili wyciągnie pomocną dłoń :-)
A teraz zmykam do mojego najsłodszego obowiązku:

Już idę Skarbie!


środa, 5 października 2011

Inaczej się nie da.

Będę wpadać bez planu i bez przygotowania. Chciałam jakoś uporządkować te moje wejścia ale to byłoby wbrew mojej naturze - leniwej i bałaganiarskiej :-)
Trochę historii zmieszanej z teraźniejszością pokażę i zmykam dziergać dalej.
Oto toto:






Wiem, że zdjęcia do kitu ale mniej więcej widać co to jest - prawda?
Dokładnie, to jest bluzeczka z moherku robiona wieki temu, czyli jakieś ...naście lat ma. Odnalazłam w czeluściach moich szaf i nawet sprułam rękawy, bo były długie. I po zastanowieniu, pójdzie do sprucia ale czy taki spruty moher ma jakiś urok osobisty? Nie wiem, kolor mi się podoba więc szkoda wyrzucić. Hm...
Ale jeszcze coś chciałam nadmienić - to było robione na okrągło od góry... więc jednak robiłam już kiedyś takie rzeczy tylko zapomniało mi się. No cóż, okazuje się że wszystko kiedyś było tylko pamięć siakoś zawodzi :-(


A to zaczęłam wczoraj. Miałam nie pokazywać przed zakończeniem ale chwalipięta wychodzi ze mnie przy każdej okazji. Tylko jakby mi coś nie poszło, wstyd będzie... a może właśnie zmobilizuje mnie to do pilnego dziergania i liczenia oczek?
Jakby ktoś był ciekaw co to ma być podpowiadam - na druty należy nabrać 367 oczek... wiecie już?
Pa, do następnego.
PS. Przepraszam wszystkich, do których zaglądam czasem przez dziurkę od klucza. Postaram się częściej dawać znać, że byłam. Sama nie lubię jak ktoś wchodzi bez pukania i ucieka bez śladu ale jednak i na tym się łapię. Myślę, że na naszej blogowej rodzinie dużo musi być wybaczone takim zielonym jak np. ja :-)