Długa droga przede mną...

poniedziałek, 27 lutego 2012

Nie mogę ...

... wytrzymać, żeby się nie pochwalić.
Coś mi ciężko było zabrać się za koszyczek do święconki. Trudno, na początek zacznę miniaturkę pomyślałam sobie ... no i sporo tych miniaturek powstało :-)







Największy kłopot był z suszeniem i formowaniem ale poradziłam sobie chyba nienajgorzej.
Jeśli ktoś myśli, że mam w domu mnóstwo koszyczków, to jest w błędzie... zostałam z nich OGRABIONA co do sztuki. Dzisiaj zaczęłam dłubać następne (dla siebie) ale proszę zachować to w tajemnicy, bo coś czuję że zostanę na święta bez tego niezbędnego drobiazgu :-)

Spróbuję opisać to moje maleństwo:
- 6 oczek łańcuszka zamknąć w kółko
- (2 słupki, 2 o. łańcuszka) osiem razy
- (6 o. łańcuszka, 1 półsł. między 2 o. poprzedniego okrążenia) x 8
- na każdym z łuczków poprzedniego rzędu: (3 słupki, 3 słupki 2 razy nawijane, 3 słupki), powstanie płatek kwiatka.
- od szczytu każdego płatka do następnego: 8 oczek łańcuszka, czyli 8 x 8 o.
- powtórzyć jeszcze dwa razy te łańcuszkowe okrążenia
- w ostatnim rzędzie zrobić:  (3 półsłupki, 1 pikotek z 3 o. łańc. , 3 półsł., 1 pikotek, 3 półsł.) - na każdym "płatku" z poprzedniego rzędu.
- rączkę koszyczka robiłam od razu, bez odcinania nitki - najpierw ok. 40 o. łańcuszka, połączyłam z przeciwnym brzegiem koszyczka, a potem na tym łańcuszku zrobiłam coś w rodzaju drabinki - 1 słupek, 1 oczko łańcuszka itd.
Mam nadzieję, że nic nie namotałam... ja to robiłam "na oko" więc myślę, że jak ktokolwiek zechce skorzystać z tego opisu, to nic się nie stanie gdy też swoje oko wmiesza w tę twórczość.
Powodzenia.
Uff... prawie się spociłam przy tym opisie (już wolę machać szydełkiem).

niedziela, 19 lutego 2012

Co to jest?

Nie mało, że nie chce mi się nic robić, to i pisanie jakoś kuleje... zaglądam, obiecuję sobie i co? Ano, nic.
Trochę podłubałam, tyle co kot napłakał i to jeszcze nie mogę się sprężyć żeby powykańczać.
Sweterek niepozszywany, kurki szydełkowe leżą smutne bez oczek i dziobków (brak czerwonej włóczki), serduszka nieusztywnione... więcej grzechów nie wyznam! Wstyd mi chyba (a może też nie)?



Kolekcja moich serduszek. To po prawej jest najnowsze, szkoda że nie widać jakie pracochłonne. Oj, poćwiczyłam na nim moją cierpliwość :-) Na razie robią za wątpliwą dekorację, no i są na oku (do usztywnienia i zblokowania).





Pochwalę się moimi wisiorkami - dyndałkami :-) ładne, prawda? To dzieła mojej córci, mama w tym kierunku nie przejawia zdolności żadnych, tylko chętnie się obwiesza.


Szal za to wydłubałam już jakiś czas temu własnemi recami. Wzór prosty ale włóczka cieniutka, nadłubałam się przy nim. Prezentuje go na lali, zdjęcie na mojej osobistej osobie mogłoby trwale zrazić do mnie wszystkich przypadkiem tu zaglądających.


I to na zakończenie... pokazują dziewczyny fajne ocieplacze na szyjkę, to i ja takiego starocia wyciągnęłam. Niemniej użytkuję go i bardzo lubię. Napracowałam się swego czasu przy nim sporo, zrobiłam przód i tył z podkrojem szyi jak do sweterka, zszyłam ramionka i dorobiłam golfik. Mam nadzieję, że warkoczyki będą na zdjęciu widoczne :-)

To tyle na dzisiaj. Nie wysiliłam się zanadto ale niektóre z moich co bardziej nerwowych obserwatorek nie będą już mogły mnie prześladować i od leni przezywać. Dumna z siebie to jednak nie jestem. W dodatku ta jakość zdjęć :-(
Zmykam już zanim całkiem się zbłaźnię...