Oto moje pamiątki z wyjazdu:
W moim rodzinnym mieście urodziła się Pola Negri.
To za mną, to żaden strumyk... to rzeka Mień.
Przed parkową altanką.
Spacer z kijkami o świcie byłby wspaniały ale niestety deszcz nas zagonił do domu już po pół godzinie.
Pomyślałby kto, że ja osobiście te drwa... potraktowałam siekierką!
Niedzielny spacer z siostrzyczką pięknym bulwarem.
Teraz pójdziemy tą uliczką w górę...
... i wyjdziemy na Plac Dekerta.
A że nie ma w życiu tak dobrze żeby tylko korzystać z uroków wizyty, siostra zagoniła mnie do szydełka :-)
Oto dowody mojej pracowitości.
No i niech kto powie, że nie jestem zdolna dziewczynka i w dodatku pracowita!
Pozdrawiam moje jeszcze zdolniejsze koleżanki po szydełku i innych narzędziach do robótek, a ja na razie zmykam. Muszę dawkować chwalenie się moimi "dziełami" żeby nie wprowadzić nikogo w kompleksy :-)))
PS. Nie bardzo mi idzie wpisywanie komentarzy... a raczej wcale mi na razie nie idzie więc proszę o wybaczenie i cierpliwość tych, którym powinnam skrobnąć jakieś kilka słówek.
W końcu opanuję to (mam nadzieję).
Krystyno, poradzisz sobie z blogiem śpiewająco:))) Wielu udanych robótek Ci życzę. Motylki i aniołek to dobry początek:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńŚliczny Aniołek.Nie mogę się dodać jako obserwator coś znowu z bloggerem pewno :(
OdpowiedzUsuńAle tam jest ładnie! Zawsze kiedyś trzeba trochę odetchnąć! Motylki przepiękne i aniołek też cudnej urody. Pozdrawiam cieplutko:))) Ż
OdpowiedzUsuńJuż przecież sobie świetnie radzisz:))))))W lutym przechodziłam te same problemy.Mam je dalej ale jakoś w tym wirtualnym świecie udaje mi się istnieć.
OdpowiedzUsuńTeż zaczynałam od aniołów.Motylki śliczne .
Pozdrawiam bardzo serdecznie.